Sollemnitas Sanctissimi Corporis et Sanguinis Christi na Bellevillu
Wprawdzie nie było gałązek brzozowych ani tataraku (ach, ten zapach zapamiętany z dzieciństwa - w moich stronach nazywaliśmy tatarak "łabuziem"), ale były cztery ukwiecone ołtarze, cztery Ewangelie, procesja wiernych. Wszystko zgodnie z tradycją.
Może i skromna była to uroczystość (wiadomo - warunki), ale piękna i wzruszająca.
Mamy jakiś szczególny sentyment do tego Święta... Wiadomo, że niebagatelną rolę odgrywa jego oprawa - a więc dziewczynki, odświętnie ubrane (mieliśmy nawet kilka uroczych "krakowianek") sypiące płatki róż przed Najświętszym Sakramentem, niesionym w monstrancji, chłopcy z dzwonkami (zdarzało się, że tych najmłodszych zastępowali tatusiowie, kiedy małe rączki zmęczyły się), zapach kadzidła, pieśni. A wszystko w pięknym, czerwcowym słońcu.